środa, 7 lipca 2010

Uldaman. Rozdział czwarty - Skarbiec tytanów

Gdy jego ogniste oczy się otwierają, chwila, która miała odbiec w pośpiechu jak wszystkie inne przed nią, zatrzymuje się niepewnie, niczym zahipnotyzowana. Stoją przed nim bez ruchu, owady uwięzione w szybko zastygającym bursztynie czasu. Stoją przed nim i nie są już pewni, czyimi oczyma patrzą. Przez chwilę zdaje się na nich spływać cierpki, pachnący rdzą, pleśnią, rozkładem, dotyk eonów. Oczy giganta płoną tak straszliwą intensywnością, że zdają się pożerać ich, wchłaniać, trawić w niepojętych otchłaniach wieków, jakie tamten prześnił.

Przez ową przedziwną, rozciągniętą niemal na wieczność chwilę, stają się świadkami historii swego świata, wydrapanej krwią i żelazem, wyrzeźbionej wodą i ziemią, wyszarpanej wichrem i białymi piorunami w śnie Archaedasa. On zaś, sługa Tytanów, spogląda na nich swym porażającym wzrokiem i widzi drogę, którą przebyli, by do niego dotrzeć.

Jego oczy są ich oczami. Pojęcia takie jak „tu” i „teraz” całkowicie tracą sens. Doświadczają przeszłości bardziej realnie, niż kiedykolwiek doświadczali teraźniejszości. Strumienie czasu zawijają się, niczym drgający w ekstazie wąż. Droga prowadząca ich tutaj rozbija się na ciąg wymieszanych ze sobą epizodów, które eksplodują w ich umysłach niczym fajerwerki gnomów na nocnym niebie.

……………….

Tarcza Światła zakwitła złotem wokół Inquisitia w tej samej chwili, gdy zagwizdały pociski z rusznic krasnoludów. Snajperzy mierzyli uważnie zza skleconej z przypadkowych części barykady. Barykady, która mogła ochronić ich przed naporem troggów, lecz nie przed gniewem synów Valeriusa.

Kule bezsilnie ześlizgują się po otaczającej paladyna pulsującej sferze, a jeszcze w tej samej chwili zza jego pleców wybiegają z szokującą szybkością Nicolaus i Celeres. Zanim słudzy Ragnarosa mają szansę przeładować broń, ostrza tną ze świstem miękkie ciała, twarde kości i ich broń stacza się po barykadzie, dymiąc jeszcze.

Następuje krótkie i krwawe starcie, gdy kilku pozostałych krasnoludów usiłuje powstrzymać wspinających się ku nim paladynom. Świst ich toporów odbija się echem od skalnych ścian Uldamanu.

Tuż przed ciosem Nicolaus unosi pięść i blask spowija go niczym świetlisty całun…

Z tyłu, pod ścianą, czekają na nich Tablice Woli. Wcześniej jednak czeka ich jeszcze bitwa.

………………..

Wąskie korytarze w ciemnościach, nieznośny zaduch. Pazury i łomoczące, błoniaste skrzydła na twarzy Gravisa. Paladyn przez chwilę samotnie szarpie się z ogromnym nietoperzem, nim dwaj jego bracia odrywają go z trudem i dobijają skrzeczącego ogłuszająco krwiopijcę. Za nim nadlatują następni. Niżej, przy ziemi, nagłe poruszenie. Coś pełznie między nimi wśród nich, miękkie ciała ustępują z obrzydliwymi mlaśnięciami młotom i toporom. Z głębokich ran na obliczu Gravisa obficie płynie ciemna krew.

Walka zdaje się nie mieć końca. Korytarze wiją się nieprzewidywalnymi meandrami, czasem tak wąskie, iż muszą iść jeden za drugim, niezdolni wykorzystać potęgę swego szyku bojowego. Godzina wlecze się za godziną w rytmie wyznaczanym przelewaną krwią i potem, ciężkimi oddechami, bólem ran i bólem zmęczonych mięśni.

Z czasem zaczyna im się wydawać, iż trafili do Otchłani, że kręcą się w kółko, że ich podróż nie skończy się nigdy.

Lecz przecież blask w ich źrenicach tli się wciąż złotym kolorem nadziei.

……………………

Wódz troggów upada jako ostatni. Jego cielsko uderza głucho w skalne podłoże. Delenitor krwawi, przygnieciony truchłem bazyliszka.

…………….

Dobijają troggi, które przetrwały starcie. Nawet w oczach tak podłych istot odbija się cierpienie i strach. Paladyni są zmęczeni.

Celeres umieszcza laskę wśród budynków miniaturowego miasta i cofa się, z uniesionym toporem.

Prastare światło budzi się do życia i pełznie wśród miniaturowych budynków z cichym szumem. Dosięga podstawy laski, wspina się ku umieszczonemu na jej szczycie klejnotowi wydartemu jednemu z troggów. Przez chwilę nic się nie dzieje.

Wreszcie z klejnotu ku zamkniętym ogromnym kamiennym drzwiom przed nimi tryska skupiony promień. Powoli przesuwa się w dół.

Paladyni cofają się jeszcze kilka kroków, pieczęcie syczą złowieszczo na ich pancerzach.

Drzwi zaczynają się otwierać…

…………………..

Golemy wybiegają na nich jeden po drugim. Niezdarne, lecz mocarne istoty z kamienia i tajemnego słowa Tytanów, które budzi je do życia i owo życie w nich podtrzymuje. Paladyni uderzają, niczym parowe maszyny goblinów – bez wytchnienia, z zaciśniętymi zębami, ze świadomością, iż nie ma odwrotu. Ożywieni starożytną magią słudzy Tytanów wydają się na tyle potężni, by bez trudu zmiażdżyć ludzi walczących w pełnej determinacji ciszy. Tarcza Inquisitia pęka z trzaskiem od ciosu kamiennej pięści, kość strzaskanego przedramienia przebija skórę. Paladyn krzyczy z bólu i cofa się chwiejnie, z trudem unikając śmiertelnego w skutkach upadku. Golem unosi pięść ponownie, jednak Delenitor odciąga na bok rannego brata i otacza go tarczą Światła.

Dwa dwuręczne młoty pulsujące blaskiem błogosławieństw dudnią z szaleńczą energią i w końcu nawet kamienne cielsko kruszy się pod ich potęgą. Gdy golem przewraca się, granitową posadzkę znaczy czarne pęknięcie o kształcie błyskawicy.

Teraz muszą sforsować kolejne drzwi.

Walka nie ma końca.

............................................................



.... Kto waży się budzić Archaedasa?!! – ryczy olbrzym, którego głowa o gorejących oczach sięga ku niebotycznemu sklepieniu – Kto naraża się na gniew Stwórców?!!

Czas bezgłośnie wraca na swe utarte koleiny. Znów istnieją oni i on, tu i teraz.

Gigant unosi w górę ogromny młot. Potworny cios odbija się od kamiennych ścian echem i huczy w uszach gromem. Choć wydaje się to niewiarygodne, na czas spowita złotą poświatą tarcza Gravisa wytrzymuje uderzenie. Paladyn szeroko rozstawia nogi i unosi dumnie głowę, jakby chciał spojrzeć prosto w oczy giganta. Święte Światło chroni swe wierne sługi w godzinie próby.

Z uniesionej dłoni Archaedasa płynie przez powietrze błękitna struga. Posągi otaczające salę kręgiem drżą i budzą się do życia jeden po drugim.

- Celeres! – krzyczy Delenitor, rozglądając się – Tam!

Jasnowłosy paladyn kiwa głową w biegu i mknie ku ożywającym postaciom. Młot uderza i kamienni przodkowie krasnoludów padają bez słowa skargi i grymasu bólu, nim zdołają uczynić kilka kroków i przygotować się do walki.

Nicolaus jęczy rytmicznie z wysiłku, atakując olbrzyma raz za razem, z niezmordowaną determinacją. Oślepiająco jasne pieczęcie mkną wzdłuż jego ciała, nogi zdają się pod nim uginać, lecz przecież ciosy Archaedasa w jakiś niewytłumaczalny sposób mijają celu. Paladyn porusza się zbyt szybko i nieprzewidywalnie, jego ruchy sprawiają wrażenie czysto przypadkowych. W istocie jednak jest to wojenny taniec, wyuczony przez lata nieustannych treningów, wykuty w kuźniach stalowej dyscypliny, wspierany naturalnym talentem i łaską jasności, której służy paladyn.

Jeszcze przed chwilą wydawało im się, iż wykorzystali ostatnie rezerwy sił. Teraz jednak w owym dobrze im znanym, lecz nieopisanym zjednoczeniu znowu są Pięścią Światła, niepowstrzymaną i brutalną. Świętą, niszczycielską bestią, spuszczoną z łańcucha.

Gdy Archaedas budzi cztery wielkie golemy, synowie Valeriusa wyglądają jak bogowie wojny. Na okrzyk olbrzyma krwawy odzew wyrywa się z pięciu gardeł.

- Malleus!! Ex Tenebris Lux!

Spowici w Światło, z pokrwawionymi twarzami, zakurzonymi, pogiętymi pancerzami, zaciśniętymi szczękami, rozumieją się jak zawsze bez słów. Jest tylko jeden rytm. Rytm życia. Rytm wojny. Rytm poświęcenia. Serca pompują krew, potężne mięśnie napinają się i rozluźniają, lśniące źrenice widzą wszystko z wielką jasnością. Zmęczenie, ból, smutek znikają, zastąpione bezwarunkową wiarą. Ich walka jest ich modlitwą. Pole bitwy ich świątynią.

Olbrzym patrzy na nich z góry swym płonącym wzrokiem. Wie doskonale, co się za chwilę stanie. Nie ma w nim strachu, ani żalu. Nie odczuwa bólu, gdy oręż paladynów kąsa jego kamienne ciało. Jest jedynie sługą. Strażnikiem. Czuje nawet coś w rodzaju dumy. Dumy z siebie, iż oto spełnił wreszcie rozkaz swego Stwórcy. Dumy z tych zdumiewających, maleńkich istot, które narodziły się ledwie przed momentem, a tyle w nich siły i odwagi, że starczyłoby na całe eony.

Archaedas nie potrafi się uśmiechać, jednak gdy pada wreszcie z ogłuszającym hukiem na kamienną posadzkę, bardzo by tego pragnął. Wypełnił wolę, dla wypełnienia której został stworzony. Golemy, posłuszne nakazowi niewiele młodszemu niż wiek góry, w której wykuto Uldaman, upadają bez życia wraz z nim. Słowo wybrzmiało i ucichło. Kamień znów stał się jedynie kamieniem.

Olbrzym widzi jeszcze przez chwilę paladynów, mętniejącym wzrokiem patrzy na ich znużone twarze. Ogień w jego oczach gaśnie powoli, podobnie jak ogień w oczach synów Valeriusa.

Bitwa jest skończona.

Ogromne drzwi przed nimi otwierają się bezszelestnie. Paladyni są zbyt wycieńczeni, by odczuwać cokolwiek poza ulgą. Kolejna legenda, której stają się częścią nie jest ich legendą. Podchodzą powoli, na sztywnych nogach do przedmiotów, które niewyobrażalnie potężna istota w niewyobrażalnie odległej przeszłości pozostawiła tu z myślą, że pewnego dnia ktoś wywalczy sobie do nich drogę i uczyni z nich użytek..

Pierwszym, który dotyka świetlistej, drżącej jakby od wewnętrznego życia powierzchni pokrytego osobliwymi znakami dysku, jest Gravis. Dłonią w pancernej rękawicy delikatnie wodzi po krawędzi przedmiotu i nagle wszyscy bracia czują, że coś się zmieniło.

Powodowani tą pewnością rozglądają się po komnacie i ich oczom ukazuje się drżące widmo kamiennej istoty podobnej do tych, z którymi walczyli jeszcze przed kilkoma chwilami.

Nie, czują, iż nie jest to widmo. To jakaś sztuczka magiczna Stwórców powołała do urojonego życia ową istotę. W ten oto sposób Tytani przemawiają do nich przez nieprzebyte otchłanie czasu.

Głos nie przenosi się za pośrednictwem powietrza, lecz rozlega się bezpośrednio w ich głowach. Jest to w pewien sposób niepokojące, lecz nie wyczuwają żadnego niebezpieczeństwa.

Po kilku zaledwie chwilach bracia Malleus posiadają wiedzę, która, jakkolwiek wydaje im się teraz bezwartościowa, stanowi bezcenny skarb dla Ligi Odkrywców i całej krasnoludzkiej rasy. Wiedzę wartą więcej, niż osiągnięto dzięki wielu latom prowadzonych ogromnym nakładem poszukiwań, ciężkiej pracy Ligi, wysiłkom setek prospektorów w prowadzonych z wielką determinacją i odwagą rozrzuconych po obu kontynentach Azeroth wykopaliskom. Wiedzę zaklętą w platynowych dyskach Norgannona.

Odpoczywają długo, albowiem wiedzą, iż czeka ich wkrótce droga powrotna.

Zakapturzony człowiek stoi w wielkiej, wykutej w górze sali, wypełnionej księgami od posadzki aż po niebotyczne sklepienie.

Krasnoludowi, który stoi przed nim wyraźnie drżą dłonie.

- Dyski? – szepcze zduszonym, gardłowym tonem – Dyski Norgannona? Dyski z wiedzą o naszych początkach? Odnaleźliście je?

Gottfried nie porusza się.

- Odnaleźli je dzielni i prawi ludzie. Wiele krwi przelano, bym mógł przynieść ci te przedmioty. Pamiętaj o tym.

- To… to… – krasnolud przełyka ślinę – Strawiłem całe życie na poszukiwaniach tej wiedzy, święty wojowniku. Wielu moich przyjaciół zginęło dla niej. Liga nigdy nie zapomni. Ironforge nie zapomni.

Paladyn stoi jeszcze chwilę, patrząc na wzruszenie krasnoluda, a potem uśmiecha się i przekazuje mu niewielkie platynowe dyski.

……………………….

W Uldamanie panuje cisza. Prastara magia działa bezszelestnie i niezawodnie. Informacja płynie w Otchłań z szybkością, której pojąć nie sposób. Myślące maszyny Tytanów są głodne wiedzy, która odszuka je gdziekolwiek znajdują się teraz Stwórcy.

Niezależnie od tego, czy Arka Panteonu żegluje wśród gwiazd, czy też spoczywa na powierzchni rzeźbionego właśnie świata, Khaz’Goroth będzie mógł zaspokoić swą ciekawość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz