czwartek, 1 lipca 2010

Uldaman. Rozdział trzeci - Pierwsza śmierć

Kiedy Hammertoe Gretz umierał, Nicolaus trzymał go za rękę. Nic więcej nie mógł zrobić, podobnie jak jego bracia. Wyczerpani walką, poranieni toporami wojowników Shadowforge, od których roiło się we wnętrzu góry, ciężko łapali oddech. Inquisitio odruchowo marszczył brwi i sięgał dłonią ku twarzy, gdyż nowo zabliźniona tkanka pulsowała przejmującym bólem. Widział jak przez mgłę, jawił się przed nim niewyraźny świat pozbawiony barw. Nawet krew była jedynie szarą plamą na szarym tle. Nie zdołał się jeszcze otrząsnąć po tym, jak uderzyła go kula ognia ciśnięta przez jednego z Darkcasterów klanu Shadowforge. Jego umysł wciąż jeszcze nie przyjął do wiadomości utraty oczu, z którymi się urodził, a paladyn już zażądał od niego, by zaakceptował nowe, które podarowała mu magia Światła. Inquisitio opierał się teraz o skalną ścianę tuż obok umierającego krasnoluda. Milczał.

Gravis stał nad Gretzem. Na jego obliczu rysowały się zmęczenie i smutek. Celeres, z przymkniętymi oczyma przykucnął nad umierającym, szepcząc cicho litanię Światła. Delenitor zmagał się ze sobą, lecz blask, który wydawał się rozświetlać na moment jego dłonie, przygasał równie nieuchronnie, jak gasły oczy krasnoluda.

Nierówny oddech Gretza nagle stał się szybszy, krasnoludem wstrząsnęły drgawki, jego usta się poruszyły, a dłoń zacisnęła mocniej na dłoni Nicolausa.

- … boli - wyszeptał

Paladyn pochylił się niżej, jakby chciał ująć nieco samotności owej śmierci. Jednym z błogosławionych ciężarów tych, którzy stąpają w Świetle, jest bowiem niesienie ulgi umierającym.

- Jestem z tobą. Oddaj mi swój ból – powiedział cicho, a potem zadrżał i zgarbił się mocniej, gdy cierpienie przepłynęło na niego, niczym czarna fala. Jego wyschnięte usta szeptały litanię Przejścia. Umierali razem. Gretz spojrzał na niego po raz ostatni. Po chwili jego oczy zeszkliły się, a pierś przestała się poruszać.

- Pięciu paladynów. A jednak nie potrafimy go ocalić – powiedział Gravis tonem gorzkim, niczym piołun. – Zawiedliśmy.

Delenitor oddychał ciężko.

- Sprowadzę go. Odetchnę trochę, a potem go sprowadzę.

- Nie. – Nicolaus delikatnie uwolnił swoją dłoń z ręki martwego krasnoluda i pokręcił przecząco głową. – Odszedł. Przekroczy bramy.

- Sprowadzę go – upierał się Delenitor.

Nicolaus odwrócił ku niemu brudną, zasmuconą twarz. Jasna smuga przecinała jego policzek w miejscu, gdzie pojedyncza łza wyżłobiła swą drogę.

- O czym ty mówisz, Del? Trzymałem jego rękę, gdy odchodził. On przekroczy bramy. Wiesz, że musimy mu na to pozwolić. Chcesz go sprowadzić z powrotem? Z Czeluści? Na Święte Światło, bracie, jesteś paladynem, nie nekromantą!

Przez twarz Delenitora przebiegł grymaś wściekłości, lecz zgasł błyskawicznie, zastąpiony ponurą maską.

Gravis zdjął rękawice i rozcierał przedramię poobijane od uderzeń toporów w tarczę, próbując przywrócić w nim właściwe krążenie krwi.

- Amulet. – odezwał się. - Masz go, Nicolaus?

- Prosto z martwych rąk Magregana. Ironforge, powiedział Gretz. Historyk Karnik w Ironforge.

- Dobrze. Musimy się stąd wydostać.

- Aby powrócić – rzekł ponuro Delenitor.

- Krew. – skinął głową Gravis. – Krew spłynie tutaj, niczym rzeka.

Gdy dotarli do Ironforge, dygnitarze Ligi sprawiali wrażenie przerażonych ich relacjami. Nalegali także, w przekonaniu paladynów zbyt natarczywie, by zatrzymali swoje informacje dla siebie. Nie były one budujące. Ciemne Żelazo całkowicie usunęło prospektorów Ligi z Uldamanu, by zastąpić ich własnymi. Krasnoludzcy najemnicy, których wysłano, by wysondowali sytuację, nie powrócili. Wszystko wskazywało na to, że renegaci, słudzy Ragnarosa, próbowali przebić się do skarbca, by wydrzeć jego sekrety i przekazać je swemu ognistemu panu. Trudno było o bardziej przygnębiające dla Ligi wieści.

- Nie tylko dla Ligi – powiedział im Belgrum, stary krasnolud, którego przedstawiono im w siedzibie organizacji jako „doradcę”. – Nie tylko dla Ironforge i Khaz Modanu. Zrozumcie to dobrze, słudzy Światła. Tutaj toczy się wojna o coś więcej. Jeśli Czarne Żelazo dotrze do skarbca przed nami, jeśli wydrze mu prastare sekrety Tytanów, kto wie jaką potęgę zyska Ragnaros? A jeśli tak się stanie, być może zdoła zakończyć po swojej myśli wojnę we wnętrzu góry Blackrock. Jak myślicie, cóż zrobi wówczas?

Doskonale wiedzieli, że Liga wykorzystuje ich cynicznie do swoich celów, a jednak musieli przyznać mu rację.

- Złoto i kosztowności, które uda nam się stamtąd wynieść, należeć będą w połowie do nas – rzekł z niesmakiem Gravis, któremu trudność sprawiały podobne targi. – Cała wiedza natomiast przypada wam. Czy uzgodnione przez Wielkiego Mistrza Gautenbacha warunki umowy pozostają bez zmian?
- Oczywiście – przytaknął Belgrum – Liga zawsze dotrzymuje słowa.

Historyk Karnik, o którym wspomniał przed śmiercią Gretz w Uldamanie, również należał do Ligi. Przyjął ich w bibliotece, gdzie szperał wśród zakurzonych ksiąg. Bracia Malleus mieli okazję przekonać się, że jest kimś znacznie bardziej interesującym, od zwykłego historyka, gdy stali się świadkami przyzwania widma Gretza.

Nie była to nekromancja, ani magia Światła. Powolne, cierpliwe inkantacje krasnoluda otworzyły jedynie okno, nie wrota. Światła lamp w cichym zakątku biblioteki zadrżały, zmuszając cienie do gwałtownego przemieszczenia się, jak nietoperze przerażone promieniami słońca. Niewyraźny, rozmyty obraz Gretza pojawił się w fali chłodu. Rozmawiali cicho, głos widma unosił się i zanikał, jakby szczelina między wymiarami zmieniała swój kształt. Gdy martwy krasnolud odszedł, zabierając ze sobą chłód i szepczące coś cienie, na czole Karnika lśniły krople potu. Stary uczony musiał oprzeć się o jeden z regałów i oddychał ciężko.

Paladyni milczeli. Nie pochwalali podobnych praktyk. Zbyt wiele razy byli świadkami straszliwych konsekwencji, jakie miało naruszanie granic między światem materialnym, a Czeluścią. Z drugiej strony jednak ich Zakon daleki był od ortodoksji w sprawach wiary.

W końcu historyk zwrócił ku nim swą pobladłą pod siwą brodą twarz i przemówił.

- Jestem wam winien podziękowania, słudzy Światła. Zabiliście ambasadora Ragnarosa, a to odetnie na jakiś czas klan Shadowforge od Iglicy Blackrock. Poszukiwania jakie prowadził nieszczęsny Gretz nie są jednak zakończone, a nie jest dobrze, gdy umarły ma poczucie, iż jego misja nie została wypełniona. Hammertoe marzył o odnalezieniu legendarnego artefaktu. My w Lidze nazywamy go Tablicami Woli – jest to przedmiot nasycony magią przez samych Stwórców. Legenda powiada, iż było to narzędzie, które umożliwiało im tchnięcie wolnej woli w wybrane przez nich żywe istoty, które stwarzali. Wiecie, co to oznacza. Musimy za wszelką cenę dotrzeć do Tablic, zanim uczyni to klan Shadowforge.

- Musimy – uśmiechnął się krzywo Gravis – Zaiste.

Karnik spojrzał na niego smutno. Jego oczy lśniły przenikliwą inteligencją.

- Był taki czas, gdy bez zastanowienia ruszyłbym z wami, z toporem na ramieniu i pancerzem na piersi, przyjacielu. Ten czas jednak minął.

Paladyni patrzyli na niego bez słowa. Po chwili skłonili się i odeszli.

2 komentarze:

  1. Blizzard organizuje konkurs może będziesz zainteresowany http://eu.blizzard.com/pl-pl/community/contests/writing2010/index.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, ciekawa informacja. Niestety prawdopodobnie nie zdążę z tłumaczeniem na czas - mój angielski nie jest aż tak dobry, żeby radzić sobie z testami literackimi.

    OdpowiedzUsuń