środa, 9 czerwca 2010

Proroctwo Mosh'aru. Rozdział ósmy: Kaplica Nadziei Światła - c.d.

Przybyli. Ich zbroje nie lśnią. Są poobijane i wysłużone, przykrywają je zakurzone czarne tabardy z z wizerunkiem złotych błyskawic. Lśnią za to ich oczy i broń, pulsująca zimnym światłem. Giermek Zverenhoffa jest zachwycony.

Nawet gryfy, stworzenia ze stoickim spokojem znoszące wszelkie niedogodności, były tu niespokojne. Rzucały na boki wielkimi łbami, a z ich gardeł dobywały się jękliwe skrzeczenia. Przygnębienie i śmierć. Czuło się je w tutejszym powietrzu, jakby z każdym oddechem do płuc i serca trafiała wciąż nowa dawka zabijającej dusze trucizny. Szara, pozbawiona życia ziemia, sine niebo, zdające się nad nią zwieszać jak złowrogi całun. Jak okiem sięgnąć rozciągały się tu ponure dowody na potęgę śmierci i sprawowaną nad tym miejscem władzę rozkładu. Tak dziwnie się tu czuli. Znali to miejsce, znali te ziemie, lecz przecież były im one obce. Wydawało się, ze ktoś nałożył na ich oczy dziwna zasłonę, że dwa widoki przenikają się wzajemnie. Przeszłość utrwalona w ich pamięci. To co obecne, wypalone w ich oczach. Dwa widoki.

Przygnębienie i śmierć.

Przybyli tu, gdyż troll ich okłamał. Prospektor Ironboot, którego spotkali w Tanaris wyruszył do Ironforge gdy oni walczyli w zatopionej Świątyni na Bagnach Smutku. Przetrząsnął zakurzone archiwa, do których wcześniej nie zaglądał i odkrył coś, co go zdumiało i przeraziło. Dwie tablice z proroctwem, które odnaleźli w Tanaris mówiły o sposobie schwytania esencji Hakkara, jednak był to jedynie fragment układanki. W głębinach biblioteki Ligi Ironboot natrafił na tekst tak starożytny, że zwój, na którym go zapisano rozsypał się w kilka chwil po uwolnieniu go z zaśniedziałej tuby. Tekst w języku trollów, zapisany na kruchej skórze mówił, iż w rzeczywistości istniało nie dwie, lecz aż sześć tablic Mosh’aru. W czasach, gdy imperia Amani i Gurubashi chyliły się ku upadkowi, dwie z nich przewieziono na północ, do krainy, która później stała się królestwem Lordaeronu, a po wojnie siedzibą Plagi Nieumarłych. Trolle plemienia Mossflayer, kryjące się w ruinach wspaniałych niegdyś budowli wzniesionych przez ich potężnych przodków, z pewnością nie zdawały sobie sprawy, jak złowrogą wiedzę zawierają kamienne tablice, które przepłynęły morze czasu, oczekując na właściwą chwilę. Czekały cierpliwie w miejscu, które niegdyś zwano świątynią Mazar’Alor…

…………….

Kaplica wydawała się większa, niż ją zapamiętali. Zniszczona, lecz wciąż mocna, wyniośle górująca nad otoczeniem, skromna, lecz przestronna i solidna, świadectwo szczerej wiary i miłości Światła.

Miejsce było bardziej ruchliwe i tłoczne, niż mogli podejrzewać. Z wyjątkiem bastionu Szkarłatnej Krucjaty w Tyr’Hand, był to najdalej wysunięty na wschód punkt skierowanego przeciwko Pladze oporu.

Delenitor, który wraz z pozostałą czwórką właśnie wypakowywał ciężkie juki z grzbietu gryfa, omiótł otoczenie skupionym spojrzeniem. “Uparte życie, otoczone morzem cierpliwej śmierci” - przeleciało mu przez głowę. “Obmywani zimnymi falami, wchłaniamy w siebie jej martwą wilgoć. Przypływ za przypływem. Bez wytchnienia”.

Rzeczywiście, niemal wszyscy sprawiali tu wrażenie wycieńczonych i powolnych, choć czujnych i rozdrażnionych zarazem. Z wyjątkiem nielicznych karawan, całe zaopatrzenie konieczne do utrzymania owej enklawy trafiało tu drogą powietrzna. Lądowało wiele gryfów i paladyni musieli szybko zwolnić miejsce kolejnym towarom i tragarzom. Liczni zbrojni, konni i pieszy patrolowali to miejsce. Ich zbroje nosiły ślady walk. Byli to w większości bladzi mężczyźni o wychudzonych i pełnych determinacji obliczach. Czarne tabardy ze srebrnym słońcem były tu najliczniejsze, gdyż rządy nad tym miejscem sprawował Srebrzysty Świt. Ludzie, krasnoludy i orkowie krzątali się ramię w ramię. W tym szczególnym miejscu i pod owym szczególnym symbolem przekraczano rasowe uprzedzenia, historyczne zatargi oraz spory Przymierza z Hordą. “Potężny wspólny wróg zawsze jednoczy łatwiej, niż najpotężniejsza idea” - jak cynicznie zauważył Gravis, gdy gotowali się w Stormwind do podróży. Obecność i groza Plagi była wrogiem, kowadłem, które pozwoliło wykuć jednocząca ideę Srebrzystego Świtu.

Po bokach kaplicy rozbito liczne namioty. Z umieszczonej pod otwartym niebem kuźni dochodził przenikliwy brzęk młota. Giermkowie, rycerze, słudzy, szlachta, odważni kupcy i przewoźnicy, zbrojni zakonnicy różnych zakonów i ras, ta ludzka i nieludzka ciżba deptała jałową ziemię, zamieniając ją w czarne, cuchnące błoto. Każdemu krokowi towarzyszyło mokre cmoknięcie. Zbutwiałe deski ułożone gdzieniegdzie miały ułatwiać przejście, lecz i one zapadły się w grząskim gruncie. W okolicy nie było zdrowych drzew, które można by ściąć, a sprowadzanie drewna było bardzo kosztowne.

Paladyni objuczeni ciężkimi pakunkami minęli szereg namiotów, witani obojętnymi spojrzeniami. Giermek księcia polecił im zaczekać przed wejściem. Obok kaplicy stał ogromny tauren, który dyskutował gorączkowo z dystyngowaną, piękną nocną elfką. Przed ciężką bramą kaplicy stała grupka zbrojnych mężczyzn. Kilku z nich nosiło szkarłatne płaszcze. Kiedy bracia Malleus zrozumieli, z kim maja do czynienia, było juz za późno, aby się oddalić. W oczach jednego z knechtów zobaczyli błysk zrozumienia i wrogości, a potem usłyszeli szmer i poruszenie wśród pozostałych. Dostrzeżono błyskawice, które nosili na piersiach.

Na opancerzonym barku Gravisa, który odwrócił się ku swym braciom, składając na ziemi dźwiganą torbę, spoczęła ciężka dłoń w skórzanej, ćwiekowanej rękawicy. Paladyn powoli obrócił się wokół swojej osi. Naprzeciwko niego stał wysoki, uzbrojony mężczyzna w szkarłatnych barwach Krucjaty. Jego oblicze pokrywał kilkudniowy zarost i blizny po przebytej jakiś czas temu chorobie. W głęboko osadzonych, ciemnych oczach Gravis ujrzał śmiertelnie niebezpieczną mieszaninę wściekłości, smutku i strachu.

- Nosisz heretyckie barwy - wycedził przez zęby Krzyżowiec. Sądząc po rynsztunku i uzbrojeniu nie był szlachcicem i nie pełnił oficerskich funkcji w zakonie. “Marionetka wysłana, by nas sprowokować, pionek, którego można poświęcić” - pomyślał paladyn.

- Zdejmiesz je sam, lub je z ciebie zerwę. A potem poprosisz szlachetnego brata Eerola o łaskę – głos mężczyzny był chrapliwy i niski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz