czwartek, 13 maja 2010

Proroctwo Mosh'aru. Rozdział drugi: Po bitwie

Ruiny świątyń przetrząsano przez wiele dni. Sprowadzono ocalałych Hakkari, którzy pod okiem zandalarskich kapłanów i gwardii przetrząsali dobrze sobie znane miejsca. W rumowisku, jakim stał się kompleks świątynny niełatwo było cokolwiek odnaleźć. Podjęto ciężkie prace, do których jak zawsze użyto niewolników. W ciągu ośmiu dni po wypchnięciu Łupieżcy Dusz z powrotem za bramy Otchłani, odnaleziono i zabezpieczono wszystkie przedmioty. Tylko garstka wtajemniczonych wiedziała co spoczywa w niepozornych, zamkniętych na głucho drewnianych skrzyniach, których dzień i noc strzegli zbrojni.

Pierwszy konwój wyruszył na północ, w niebezpieczną drogę do ojczystych ziem, na które powracali po bitwie, objuczeni łupami Amani, Witherbarkowie, Mossflayerzy i Revantuskowie. Zandalarczycy pragnęli rozpuścić zjednoczone armie jak najprędzej, albowiem dawało się już wyczuwać narastające niesnaski, odzywające się dawne urazy i międzyplemienne zatargi, a także kłótnie o podział łupów.

Zbrojny konwój ruszył przez dżungle Stranglethornu, a w jednym z wozów kapłanów Mossflayerów tkwiła drewniana skrzynia.
Drugą wyprawę odprawiono w niemal kompletnej tajemnicy. Dwa tygodnie po bitwie o Zul’Gurub w małej zatoczce u zachodnich wybrzeżu Stranglethornu zebrała się grupka trolli. Trzy okręty noszące bandery Imperium Gurubashi, lecz obsadzone zandalarską załogą odpłynęły wczesnym rankiem na zachód, ku ziemiom, które od czasu Pęknięcia Świata leżały za ogromnym oceanem. W ładowni jednego z okrętów spoczywała kolejna drewniana skrzynia z tajemniczym ładunkiem, którego najbardziej elitarni z zandalarskich gwardzistów i najpotężniejsi z kapłanów strzegli w dzień i w nocy.

Ten sam wysoki troll, który obserwował bitwę z dachu jednego z najwyższych budynków Zul’Gurub, patrzył teraz, jak okręty oddalają się i znikają za horyzontem. Towarzyszył mu inny, starszy troll, sądząc po szatach również kapłan z plemienia Zandalar.

- Módlmy się, aby nasza decyzja była słuszna – rzekł ów starzec, także wpatrując się w pustą już teraz, spokojną taflę wody. – Módlmy się, aby to co rozdzielone nie zostało połączone, aby to co przeklęte, zostało zapomniane, aby pochłonęły to piaski czasu, aby nikt nigdy nie odczytał słów, które zapisano.

- Z jednej strony – rzekł zimnym głosem drugi kapłan – pragnę, by ich wyprawa się powiodła, gdyż są moimi braćmi. Z drugiej jednak całym sercem chciałbym, by mroczne wiry zatopiły okręty wraz z ich załogami, by tablice spoczęły w morskim grobie, by nikt nigdy ich nie odnalazł. Najbardziej zaś pragnąłbym, by zostały zniszczone.

- Skoro nie jest w naszej mocy ich zniszczyć, ani zatrzeć, musimy je ukryć – odparł spokojnym tonem starzec – Świat jest wielki, nasi bracia rozdzieleni przez bezmiar wód i lądów. Z czasem pamięć się zatrze, zostanie jedynie legenda. Potem, jeśli pozwolą bogowie, nawet i ona umrze. Któż wtedy będzie zdolny do odczytania proroctw i odprawienia rytuałów? Jeśli nasz plan się nie powiedzie, oznaczać to będzie, że nawet i dno oceanu nie byłoby bezpieczne, gdyż przekleństwo ciąży nad nami i światem.

Młodszy kapłan nic na to nie odrzekł, lecz w jego oczach malował się strach, który nie miał go opuścić już nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz