środa, 12 maja 2010

Proroctwo Mosh'aru. Rozdział pierwszy: Bitwa o Zul'Gurub, c.d.

Czarne, utkane z najgęstszego mroku skrzydła rozpostarły się szeroko nad wierzchołkiem piramidy. NashRukhar, porucznik samego Anetherona, który tysiące lat później miał paść w bitwie pod Górą Hyjal, uniósł rogatą głowę i rozejrzał się wokół siebie. Nie mógł przybrać w pełni materialnej postaci, nie posiadał też pełni swej mocy. Uwięziony przez wiele lat w ciele swego zabójcy i fetyszu, w który zamieniono część jego dawnego ciała, pałał teraz wściekłością i żądzą zemsty. Przede wszystkim jednak pragnął stać się na powrót czymś więcej, niż tym, czym był teraz – namiastką, cząstką siebie. Jedyną szansą na to było odnalezienie drogi powrotnej w Wirującą Czeluść, a najbliższy portal znajdował się tuż obok i właśnie się zamykał. Łupieżca Dusz przedostawał się do Azeroth i jego groza sprawiła, iż nawet rozszalałe dusze uwolnione ze smyczy kapłanów umykały w przerażeniu przez Zul’Gurub, siejąc śmierć i zniszczenie. Duch Nathrezima zrozumiał w jednej chwili co musi zrobić i uczynił to bez wahania. Ciemność runęła w ciemność, mrok starł się z mrokiem, dwie straszliwe siły uderzyły w siebie, niczym zaciekli wojownicy, którzy nie mogąc minąć się w wąskim przejściu, a podążając w przeciwnych kierunkach, rozpocząć muszą krwawą walkę.
Czarne wstęgi wystrzeliły pod niebiosa, a lodowaty huragan, który zerwał się teraz sprawił, iż poprzednia wichura zdawać się mogła jedynie przyjaznym wietrzykiem. Na szczycie piramidy zakotłowały się coraz mniej rozróżnialne kształty, przypominające teraz pulsujące serce ciemności. Ryk tornada i nieludzkie wycie towarzyszące tym zmaganiom słychać było wiele mil od miasta, w samym mieście zaś tym trollom, które były oddalone na tyle, by przetrwać, krew puszczała się z uszu i pogrążali się oni w szaleństwie. Grzmoty magicznych wyładowań poczęły uderzać w piramidę i okoliczne budynki, aż nawet te najmocniejsze, ocalałe dotąd, jeden po drugim zaczęły się walić z ogłuszającym hukiem. Kamienie i zaprawa, szczątki trolli, ziemia i broń wirowały w powietrzu. Armie walczące wewnątrz kompleksu świątynnego skazane były na zagładę. Nikt nie mógł przetrwać tego piekła.

Nathrezim zwyciężał. Hakkar cofał się na powrót w Otchłań, a demon napierał bezlitośnie. Te niezrozumiałe dla śmiertelników zmagania trwały zaledwie kilka minut, lecz tym, którzy przeżyli ów czarny dzień, zdawały się wiecznością. Wreszcie Łupieżca Dusz zrozumiał, iż nie zdoła się przedostać i ustąpił. Rozległ się jeszcze syk uciekającego powietrza, gdy portal zamykał się za NashRukharem, a potem z niebios począł spadać zabójczy deszcz szczątków wyrwanych miastu i jego mieszkańcom.

Tak oto z osobliwego wyroku losu potężny wojownik Płonącego Legionu, wróg rasy trolli i wszelkiego życia, którego serce pożarł niegdyś Gul’Rabash, ocalił owo życie przed zagładą.

………….

Zandalarczyk wciąż patrzył przed siebie. Wydawał się niewzruszony przez cały czas, gdy trwał dramat, który miał przesądzić o losie jego rasy, a być może również całego świata. Stojący z tyłu niewolnicy dawno padli na twarz, wznosząc modły do bóstw, które nie miały najmniejszego zamiaru wysłuchać tak marnych sług. Gwardziści zandalarscy stali bez ruchu, ściskając swe włócznie niczym ochronne fetysze. Ich odwaga poruszyła kapłana, który odetchnął teraz głęboko, patrząc na to, co pozostało z Zul’Gurub.

- Cokolwiek się tam stało, zwyciężyliśmy – rzekł w końcu cicho, jakby do siebie – Chwała martwym bohaterom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz