poniedziałek, 17 maja 2010

Proroctwo Mosh'aru. Rozdział trzeci: Tanaris

Ciemna zbroja paladyna była zakurzona po długiej podróży. Jego tabard brudny, choć dwie błyskawice lśniły złotem spod warstwy błota. Z trudem trzymał się na nogach, gdy odsunął ciężką zasłonę i przekroczył próg gospody. Na zewnątrz szalała burza piaskowa. W środku było tłoczno i gwarnie. Porozwieszane przy ścianach hamaki były pozajmowane co do jednego. Na drewnianych ławach ustawionych po dłuższych bokach dużego stołu goście siedzieli ramię w ramię. Goblińska obsługa uwijała się niczym w ukropie, podając trunki i jadło zmęczonym przybyszom.

Gobliny z zarządzającego Gadgetzanem Kartelu Steamwheedle nie posiadały się ze szczęścia. Odkąd emisariusze Kręgu Cenariona wyruszyli przed kilkoma miesiącami do miast Hordy i Przymierza w Kalimdorze i Wschodnich Królestwach z prośbą o pomoc w nadchodzącej wojnie, Gadgetzan stał się swoistym punktem zbornym dla niezliczonych śmiałków, którzy odpowiadali na wezwanie druidów. Tutaj uzupełniano zapasy, wymieniano gryfy i wiadomości, tutaj rachmistrze kartelu nie nadążali ze zliczaniem gwałtownie rosnących przychodów. Oczywiście wraz z napływem do neutralnego miasta krewkich wojowników rywalizujących frakcji, Kartel stanął przed nie lada wyzwaniem. Aby zapewnić bezpieczeństwo interesom, ściągnięto dodatkowych goblińskich najemników z Portu Steamwheedle, a nawet aż z dalekiego Ratchet. Chociaż mimo to, od czasu do czasu, piasek znaczyła tutaj krew, jak dotąd goblinom udawało się utrzymać sytuację pod kontrolą. Ponadto świadomość wspólnego wroga czającego się daleko na zachodzie, w pustynnym Silithusie, zdawała się sama w sobie rozładowywać nieco zadawnioną wrogość i urazy.

Gadgetzan był jednym z niewielu miejsc w całym Azeroth, gdzie można było spotkać orka, jedzącego swój posiłek niemal ramię w ramię z człowiekiem, lub też obwieszonego trofeami wojennym trolla śpiącego w hamaku naprzeciwko pokrytego bliznami krasnoludzkiego wojownika. Wybierali się na wojnę ze strasznym wrogiem, o którym krążyły w Gadgetzanie przerażające historie, wiele z nich całkiem nieprawdopodobnych. Ci, którzy wracali z tajemniczego Silithidu, byli zazwyczaj małomówni i trudno było wyciągnąć z nich sensowne informacje, nawet płacąc złotem.

Paladyn wkroczył śmiało do wnętrza gospody. Zdjął hełm i pelerynę, przewieszając ją przez ramię. Ciężkim krokiem podszedł do jednej z krawędzi stołu, przy której siedziało trzech innych rycerzy zakonnych. Widząc, iż zamierza spocząć obok nich, jedzący swój posiłek krasnolud, uprzejmie przesunął się na bok. Paladyn podziękował skinieniem głowy i usiadł z westchnieniem, kładąc hełm na stole przed sobą.

Karczmarz pojawił się przy nim jak wyczarowany i wyczekująco przekrzywił głowę. - Wody – powiedział paladyn schrypniętym głosem i zakaszlał kilka razy. Widząc niezadowoloną minę goblina, dodał jeszcze – I coś ciepłego, może być mięso. Najlepiej świeże, a jeśli nie macie, solone.

Trzej zbrojni zakonnicy wpatrywali się w niego bez słowa. - Cóż to za ponure spojrzenia? – rzucił w końcu przybysz. – Nie witacie mnie, bracia?

- Miałeś wrócić wczoraj przed południem, Gravis – powiedział potężny, krótko ostrzyżony blondyn, siedzący przy samej krawędzi stołu – Spóźniłeś się.

Drugi mężczyzna, będący niemal lustrzanym odbiciem pierwszego, lecz z wygoloną czaszką, przytaknął jedynie ponuro głową. Trzeci, nieco starszy i niższy w milczeniu patrzył badawczo w oczy Gravisa.

- Wiem. Wybaczcie mi. Wszystko jest, dzięki Światłu, w jak najlepszym porządku.

- Gdzie Inquisitio?

Gravis wychylił się do tyłu i przekrzywił głowę, by wytrząsnąć na podłogę piasek z brody. Zdjął ciężkie rękawice bojowe i położył je obok hełmu.

- Poleciał do Feralas. Wróci za kilka dni.

Bliźniacy spojrzeli po sobie, a potem wbili swój wzrok w paladyna.

- Do Feralas?! – odezwali się jednocześnie. Znów spojrzeli na siebie.

- Cóż on, na Święte Światło, robi w Feralas?! – odezwał się w końcu Delenitor - Jutro mieliśmy ruszać do Silithidu!

- Poluje na krzykacze – odpowiedział spokojnie czarnobrody paladyn.

- Puściłeś go samego do Feralas, żeby polował na krzykacze? – zapytał zdumiony Celeres. Ponownie, odruchowo spojrzał na brata bliźniaka.

Gravis uśmiechnął się.

- Nie jest dzieckiem. Nie zabłądzi. Poza tym zawsze był najlepszym łowcą z nas wszystkich. Wy dwaj tego nie pamiętacie, bo mogliście jeszcze wtedy przejść pod furmanką nie schylając się, ale gdy ojciec zabrał nas pierwszy raz na polowanie…

- Błagam, bracie… - znamy tę historię – przerwał niecierpliwie Nicolaus – Po co poleciał do Feralas, skoro spieszno nam na zachód, na wojnę? Po co to polowanie?

Gravis zaczekał, aż karczmarz, który właśnie powrócił, postawi przed nim dzbanek wody oraz gliniany talerz z parującym mięsem i ciemnym chlebem. Wychylił kilka potężnych haustów, otarł usta dłonią i odpowiedział.

- Byliśmy w porcie kartelu. Stary troll, który mówi we wspólnej mowie rzeczywiście tam jest. Goblin nie kłamał. I rzeczywiście opowiada tę historię o prastarym bogu, który niegdyś niemal sprowadził zagładę na Azeroth. Nikt mu nie wierzy, lecz ja tak.

- Bóg trolli? – Celeres pokręcił głową w zdumieniu – Opowieści starego wariata, do tego trolla? Gravis, bracie, co się z tobą dzieje? Zostawmy te bajki krasnoludzkim dziejopisom. Niech zajmą się tym prospektorzy z Ironforge. Cóż nam do tego? Cóż do tego Zakonowi? Gravis uniósł w górę dłoń, przerywając mu stanowczo.

- Nie rozumiesz. Nie rozumiecie. W Porcie jest już prospektor. Rozmawiałem z nim. Krasnoludom znane są legendy trolli, które powiadają o tym, jak starożytne imperium Gurubashi zniszczyła wojna domowa, gdy kapłani spróbowali przywołać do Azeroth mrocznego boga, istotę nazywaną przez trolle Łupieżcą Dusz. Liga Odkrywców zna też proroctwo mówiące o tym, że bóg ów powróci, by zniszczyć świat. Troll twierdzi, że stanie się to wkrótce, jeśli nikt temu nie zapobiegnie. Poprosił o dostarczenie mu esencji duchowej krzykaczy z Feralas, by mógł odczytać…

- Na Święte Światło, Gravis! – spokojny zazwyczaj Delenitor uderzył pięścią w stół. Kilku siedzących przy nim przybyszów obrzuciło go nieprzyjaznym wzrokiem, nim wróciło do swych rozmów i posiłków. Delenitor ściszył głos. – W Silithusie otwarto bramy. Tam pradawne zło już się przebudziło. Nie mamy czasu uganiać się za starożytnymi bogami trolli, o których bredzi jakiś starzec i zakurzone zapiski na tabliczkach dawno martwego imperium. Nie mogę uwierzyć, że wysłałeś Inquisitia do Feralas!

- Prosiłem o wskazówki, prosiłem o drogę – w oczach paladyna odbijał się spokój i zdecydowanie – Wy także możecie o nią zapytać i usłyszycie to, co ja usłyszałem. Zapadło milczenie. Przerwał je ponownie Gravis.

- Do Silithusu zdążają tysiące wojowników, magów, kapłanów, inżynierów. Pięciu braci Malleus nie uczyni wielkiej różnicy tej wojnie. Krag Cenariona poradzi sobie bez nas jeszcze przez jakiś czas. Światło prowadzi nas inną ścieżką i musimy nią podążyć.

- Dokąd nas zawiedzie? – zapytał Nicolaus.

- Za kilka dni powróci Inquisitio. Wtedy się dowiemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz